poniedziałek, 30 września 2013

29 IX 2013

29 IX 2013

   Ten tydzień był najnormalniejszym tygodniem podczas tej wymiany. Szkoła, zajęcia, zakupy... To by było na tyle... No OK, jeszcze krótki epizod chorobowy, ale to nic. Jedyną rzeczą która wydaje mi się ciekawa, był wypad w piątek z meksykańsko-brazylijską ekipą. Oj tak, nie pasowałem tam etnicznie :P Natomiast wydaje mi się, że wpisałem się w mentalność tej grupy, bo to był dobry czas. Co robiliśmy? Jedliśmy. Co? Każdy w sumie wziął Curry z kurczakiem, bubble tea, lody czekoladowe. Co w tym godnego uwagi? Nie była to zwykła restauracja/bar. Otóż w czwartek napisała do mnie koleżanka (Niemka, bała się samotności w latynoskiej grupie, więc napisała) czy nie chcę się wybrać do takiej śmiesznej restauracji z nią i grupą z meksyku i brazylii. Co ja na to? Pewna sprawa! Spotkaliśmy się w piątek po szkole. Brakowało tylko jednej osoby. Zgadnijcie kogo? Dowiedziała się o drogim koncercie w ostatniej chwili i musiała jechać. OK, niech będzie. Niezrażony, dziarskim krokiem podążyłem za grupą latynosów. Zachowali się super, bo niemal przez cały czas naszego pobytu razem mówili po angielsku, ze względu na mnie, nawet między sobą. Dzięki Bogu za ten pomysł w ich głowach. A więc szliśmy sobie, szliśmy i nagle stop. "Jesteśmy". Spojrzenie w lewo. Drzwi z napisem "Modern Toilet Restaurant" i pluszową kupą przyklejoną do szkła w dzwiach. WoW, tego się nie spodziewałem. A więc idziemy. W środku zamiast krzeseł klozety, zamiast stołów wanna ze szklanym blatem, zamiast serwetek papier toaletowy. Wygląda spoko, nie ma co. Siadamy. Spojrzenie w kartę. Posiłki całkiem normalne, nie drogie i nie tanie, Spaghetti, Curry, Kurczak na ostro... Ok, zamawiamy curry, bubble tea, lody na deser. Oczywiście obsługa ni w ząb po angielsku, więc wszystko na migi. Zabawa była, jak chcieliśmy wytłumaczyć, że narazie tylko przekąska, później danie główne, bo czekamy na jeszcze jednego. Ale jakoś do tego doszliśmy. Przyszła przekąska- bagietka czosnkowa podana w zwykłym koszyczku. Przynieśli też naszą herbatkę. Wygląda normalnie. Dołączył do nas jeszcze jeden, wtedy pora na dania główne. I tu pierwsza niespodzianka. Curry podana w miniaturowym klozecie. Ktoś zamówił jeszcze colę dla siebie. Ta przyszła w mini pisuarze. Spoko spoko, śmichy-chichy, wcinamy, spędzamy czas przyjemnie, dużo śmiechu. Kończymy, pora na deser. Aha, spoko, nasze lody czekoladowe wyglądały... ciekawie. Nie będę opisywał, pokażę Wam.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz